Była wielka wola walki i dobra defensywa, ale tym razem zabrakło skuteczności. Faworyt z Lublina wykorzystał ten fakt bezwzględnie. Start wygrał w Dąbrowie Górniczej 74:66, a katem naszego zespołu był Tweety Carter.

– Była walka, ale nie ma przełamania – skomentował krótko mecz Filip Put, autor 14 punktów i 4 zbiórek. Dominic Artis mówił ostatnio, że zawsze brakuje jednego elementu. Co tym razem stanęło na przeszkodzie do zwycięstwa?

Skuteczność. Niestety w niedzielę to była nasza największa pięta achillesowa. 34 procent w rzutach z gry i przestrzelone 10 z 21 rzutów wolnych – przy takich wskaźnikach ciężko wygrać tak wyrównany mecz z tak dobrze dysponowanym w tym sezonie rywalem.

– Zagraliśmy z trzecim zespołem ligi jak równy z równym – rzucił Michał Dukowicz. Nasz trener nie miał problemów ze wskazaniem decydującego momentu spotkania. – Był nim celny rzut za trzy punkty Cartera – mówi. Tweety Carter, rozgrywający Startu, był bezwzględnie kluczową postacią tego pojedynku.

Carter pierwszą trójkę trafił w połowie czwartej kwarty na 61:55. MKS wrócił, ale dwie i pół minuty przed końcem amerykański lider rywali ponownie przymierzył z dystansu – trafił pomimo „ręki na twarzy”. Nam odpowiedzieć już się nie udało, a częste próby rzutów z dystansu nie znajdowały drogi do kosza, dlatego to goście mogli cieszyć się z sukcesu.

15 punktów, 10 asyst, 5 przechwytów i 4 zbiórki – takie cyferki wykręcił Domini Artis. Debiut przed dąbrowską publicznością nie wypadł z kolei po myśli Tra Holdera. 2/10 z gry to zdecydowanie nie jego poziom.

MKS Dąbrowa Górnicza – Start Lublin 66:74 (16:17, 16:15, 18:22, 16:20)

MKS: Dominic Artis 15 (10 as), Filip Put 14, Justin Watts 12, Bryce Douvier 10, Tra Holder 6, Michael Fraser 4, Darrell Harris 3, Piotr Śmigielski 2, Marek Piechowicz 0.

Start: Tweety Carter 25, Martins Laksa 13, Brynton Lemar 11, Kacper Borowski 10, Roman Szymański 8, Jimmie Taylor 5 (13 zb), Mateusz Dziemba 2, Grzegorz Grochowski 0, Bartłomiej Pelczar 0, Jacek Jarecki 0.