Do dzisiejszego spotkania obie drużyny przystępowały z poważnymi brakami kadrowymi, nie mniej jednak zawodnicy, którzy pojawili się na parkiecie potrafili pokazać atrakcyjną koszykówkę. Ofensywna i otwarta gra z obu stron mogła się podobać kibicom, a wyrównana walka ostatecznie przyniosła spektakularny sukces naszym koszykarzom.

Jakby mało było problemów kadrowych w naszym zespole, to z powodu choroby w dzisiejszym meczu nie mógł wystąpić nasz kapitan Jarosław Mokros. Wobec powyższego na pozycji środkowego mecz rozpoczął Maciej Kucharek, a opaskę kapitańską objął Joe Chealey.

I kwarta rozpoczęła się od wzajemnego rozpoznania i sporej ilości błędów w konstruowaniu akcji ofensywnych. Po 4 minutach meczu tablica wyników wskazywała na wynik 4:4, a oba zespoły popełniły odpowiednio: 4 straty Śląsk i 2 straty MKS. Wraz z upływającym czasem gospodarze powoli nabierali wiatru w żagle, a wiodącą postacią stał się Łukasz Kolenda (w I kwarcie zdobył 7 pkt. oraz rozdał 3 asysty). Śląsk zgodnie z przewidywaniami zaczął ogniskować swoją grę w bezpośredniej bliskości kosza, chcąc wykorzystać przewagę fizyczną Aleksandra Dziewy oraz Artsioma Parakhouskiego. Nasi zawodnicy próbowali z kolei akcji jeden na jeden prowadzących do penetracji strefy podkoszowej i odrzucenia na obwód. Niestety skuteczność w rzutach z dystansu nas zawodziła, nie licząc Macieja Kucharka, który dwukrotnie trafił za 3 pkt. W pierwszej odsłonie z dobrej strony pokazał się Marcin Piechowicz, który zdołał zdobyć 7 pkt. i dzięki jego rzutowi równo z końcową syreną po I kwarcie Śląsk prowadził tylko 25:19.

 W drugiej odsłonie meczu Śląsk kontynuował napór na strefę podkoszową, gdzie nie do zatrzymania był Parakhouski (w pierwszej połowie zdobył 9 pkt.). Po naszej stronie poprawiła się skuteczność zza łuku i po kolejnej trójce Kucharka, a następnie celnym rzucie Bluietta MKS zniwelował straty do zaledwie 2 pkt. – 27:29. Kolejna akcja przyniosła przechwyt Wiktora Rajewicza na Kolendzie i jego punkty zdobyte layupem na pusty kosz oprowadziły do remisu! Niestety w tym momencie Śląsk przejął inicjatywę i zaliczył run 8:0, przerwany dopiero celnymi rzutami wolnymi w wykonaniu Trevona Bluietta. Po raz kolejny rzutem za 3 pkt. popisał się Maciej Kucharek (tylko w I połowie czterokrotnie trafił zza linii 6,75 m), po czy nastąpił udany kontratak wykończony przez Blakesa i MKS ponownie powrócił do gry! Podopieczni trenera Jacka Winnickiego poczuli, iż w dniu dzisiejszym mogą rywalizować jak równy z równym z faworyzowanymi zawodnikami Śląska i jeszcze mocniej nacisnęli na rywala stosują intensywny pressing, który przyniósł kolejne straty przeciwników i tylko dzięki akcji ostatniej szansy II kwarty Daniela Gołębiowskiego gospodarze schodzili na przerwę na prowadzeniu 45:43.

Po zmianie stron pierwsze punkty III kwarty zdobył Chealey, co prawda odpowiedział spod kosza Dziewa, lecz już w kolejnej akcji trójką popisał się Blakes i MKS objął prowadzenie 48:47! W kolejnych minutach tej części gry obserwowaliśmy prawdziwą wymianę ciosów, a prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. Po stronie Śląska sprawy w swoje ręce starali się ponownie wziąć środkowi Dziewa i Parakhouski, którzy korzystali ze swojej przewagi fizycznej w bezpośredniej bliskości kosza. W odpowiedzi co raz śmielej zaczął poczynać sobie Gerry Blakes, który grając przodem do kosza raz po raz starał się penetrować strefę podkoszową zdobywając punkty lub wymuszając faule rywala. Do samego końca III kwarty trwała zacięta walka pomiędzy obiema drużynami, która ostatecznie przyniosła minimalne prowadzenie MKS 62:61!

W ostatniej kwarcie MKS poczuł swoją szansę na sprawienie niespodzianki w dzisiejszym meczu i pokonanie faworyzowanego rywala i rozpoczął od runu 8:0 powiększając swoje prowadzenie! Skuteczne podwojenia w obronie oraz bezpardonowe ataki na rywala przynosiły powodzenie naszym koszykarzom, którzy ewidentnie wykazywali duże chęci do gry. W miarę upływającego czasu wśród zawodników Śląska zaczęła pojawiać się co raz większa nerwowość, a na 4 minuty do końca meczu MKS objął nawet dwucyfrowe prowadzenie 78:68! Gospodarze nie zamierzali jednak oddać meczu bez walki, ale w crunchtime MKS wchodził prowadząc 81:75 i w samej końcówce spotkania pokazał stalowe nerwy do ostatniego gwizdka sędziego co przyniosło 10. zwycięstwo w sezonie 88:80!

WKS Śląsk Wrocław – MKS Dąbrowa Górnicza  80:88 (25:19; 20:24; 16:19; 19:26)

MKS Dąbrowa Górnicza: Gerry Blakes II – 27 pkt., Joe Chealey – 16 pkt., Maciej Kucharek – 16 pkt., Trevon Bluiett – 15 pkt., Marcin Piechowicz –  11 pkt., Wiktor Rajewicz – 3 pkt., Kacper Radwański – 0 pkt., Kacper Margiciok – 0 pkt.

WKS Śląsk Wrocław: Łukasz Kolenda – 18 pkt., Aleksander Dziewa – 16 pkt., Artsiom Parakhouski – 15 pkt., Jakub Nizioł – 14 pkt., Daniel Gołębiowski – 8 pkt., Ivan Ramljak – 6 pkt., Jakub Karolak – 3 pkt., Aleksander Wiśniewski – 0 pkt., Donovan Mitchell – 0 pkt., Kuba Piśla – 0 pkt.