Cóż powiedzieć o tym meczu? Chyba wystarczy tyle, że udało nam się zdobyć zaledwie 44 punkty i przegraliśmy wysoko. Bardzo wysoko. Brak Dominica Artisa i Roberta Johnsona był aż nadto widoczny w naszych poczynaniach ofensywnych.
Od początku było wiadome, że to nie będzie dla nas łatwy pojedynek. Aż takiego łomotu jednak nie braliśmy pod uwagę. Szczecinianie nie byli zbyt gościnni i do perfekcji wykorzystali wszystkie swoje przewagi odnosząc bardzo efektowny dla siebie triumf.
Gracze Kinga od początku solidnie trafiali zza łuku, gdzie doskonale czuli się przede wszystkim Paweł Kikowski i Dustin Ware. Gospodarze przed przerwą trafili aż 10 razy z dystansu i prowadzili już różnicą 20 „oczek” (47:27).
Po wyjściu z szatni niewiele się niestety zmieniło, a było nawet gorzej. W naszej grze zaczęły mnożyć się straty, a zdobywanie punktów przychodziło nam piekielnie ciężko. W Szczecinie nasi zawodnicy mieli 26 procent skuteczności rzutów z gry (m.in. 2/22 z dystansu). Na potęgę pudłowali też z linii rzutów wolnych. Przy takich okolicznościach wynik końcowy niestety nie może dziwić.
Trener Michał Dukowicz nie miał łatwego życia, ani dużego pola manewru. Dodatkowo – przy braku Artisa i Johnsona – już w pierwszej minucie spotkania dwa przewinienia popełnił Bryce Douvier. Rozmiary porażki po prostu trzeba wziąć „na klatę”.
King Szczecin – MKS Dąbrowa Górnicza 97:44 (25:12, 22:15, 21:11, 29:6)
King: Paweł Kikowski 19, Cleveland Melvin 17 (10 zb), Ben McCauley 11, Dustin Ware 9, Adam Łapeta 9, Mateusz Bartosz 7, Jakov Mustapić 6, Dominik Wilczek 5, Thomas Davis 4, Michał Ostrowski 4, Maciej Kucharek 3, Maciej Majcherek 3.
MKS: Jakub Kobel 13, Filip Put 12, Bryce Douvier 7, Darrell Harris 4, Konrad Dawdo 3, Michael Fraser 3, Patryk Wieczorek 2, Iwan Wasyl 0, Marek Piechowicz 0.